Na styku literatury i technologii: od Gutenberga do kotów zmodyfikowanych genetycznie
NIESKOŃCZONA OPOWIEŚĆ • dawno temuCo powstanie z połączenia literatury i współczesnej technologii? Możliwości, jakie daje nam Sieć sprawiają, że do dawnych form pisarstwa dołączają kolejne, a współcześni autorzy mają do dyspozycji znacznie więcej narzędzi, niż ich koledzy po fachu sprzed lat. Jak zapisać informację? Wśród ciekawych pomysłów pojawił się m.in. taki, by zakodować ją w zmodyfikowanych genetycznie kotach, zmieniających kolor po napromieniowaniu. Czemu miało to służyć?
Robot zamiast kopisty
Oddając się błogiej prokrastynacji trafiłem niedawno na film, pokazujący robota do skanowania książek. Maszyna, choć zachwycała działaniem, nie wydawała się szczególnie wyrafinowana od strony technicznej. Dwa aparaty fotograficzne, laserowy wskaźnik, pokazujący zakrzywienie powierzchni fotografowanej kartki, algorytm rozpoznający tekst i mechanizm, pozwalający na szybkie kartkowanie – to wszystko, co potrzeba, by w ciągu minuty zeskanować 200 stron.
W ciągu paru chwil bezmyślna maszyna robi to, co niegdyś zajmowało kopistom długie miesiące czy lata. Można narzekać na negatywne aspekty rozwoju technologicznego, ale jednego nie można mu odmówić. Dzięki technologii dostęp do wiedzy i udział w kulturze stał się tak prosty i powszechnie dostępny, jak nigdy dotąd w historii naszego gatunku.
Lista technologicznych kamieni milowych, które do tego doprowadziły jest długa. Od wynalezienia pisma, poprzez coraz doskonalsze i łatwiej dostępne materiały do utrwalania słowa pisanego, po przełom w postaci ruchomych czcionek Jana Gutenberga i, całkiem niedawno, cyfrowego zapisu danych.
Treści, dostępne niegdyś dla wybrańców, stały się dostępne dla każdego, a problemem stało się nie tyle dotarcie do wiedzy, co selekcja i weryfikacja nadmiaru informacji.
Demokratyczna twórczość
Popularyzacja Internetu przyniosła coś jeszcze – możliwość jednoczesnej, wspólnej pracy ludzi rozsianych po całym świecie. Porównywanie Internetu do idei globalnej wioski, opisanej w 1962 roku przez Herberta Marshalla McLuhana w „Galaktyce Gutenberga” może wydawać się mało odkrywcze, ale trudno o lepsze podsumowanie zmian, jakie przyniosła globalna Sieć. Zmiany te dosięgły również słowa pisanego.
Jak grzyby po deszczu wyrosły niezliczone blogi, których autorzy, zamiast – jak przez wieki bywało – pisać do szuflady, dzielili się z całym światem swoją twórczością. Opublikowanie własnego tekstu stało się łatwe, jednak Internet przyniósł jeszcze inną, ważną zmianę: skrócił odległość, pozwalając ludziom na twórczą współpracę.
Pamiętam, jak przed laty internauci zbierali się choćby na IRC-u, by wspólnie pisać wiersze czy tworzyć przygodę dla postaci z któregoś z uniwersum RPG. Nie brakowało również forów, gdzie społeczność wspólnymi siłami – po jednym zdaniu, wierszu czy akapicie – pisała opowiadania, dokonując karkołomnych nieraz zabiegów, byle tylko dopasować własną wizję tekstu do tego, co przed chwilą napisał poprzednik.
I choć napisane w ten sposób dzieła raczej nie zostaną zaliczone do kanonów literatury, to twórcza współpraca społeczności w Internecie może przynieść zaskakująco dobre efekty.
Metro 2033, czyli w społeczności siła
Świetnym przykładem jest w tym przypadku twórczość Dmitrija Głuchowskiego, który jako nastolatek zaczął pisać powieść, przenoszącą czytelnika do tuneli moskiewskiego metra. Powieść, opublikowana początkowo w Sieci, nie wzbudziła początkowo zainteresowania tradycyjnych wydawców.
Autor zaczął jednak słuchać głosów czytelników, którzy dzielili się z nim uwagami co do różnych aspektów fabuły czy kwestii technicznych, poruszanych w książce. W rezultacie powieść stała się dziełem licznej społeczności, która brała aktywny udział w jej redagowaniu i przygotowaniu nowej wersji. Po takim zabiegu dzieło Dmitrija Głuchowskiego odniosło ogromny sukces. Początkowo był to sukces czysto literacki, jednak na podstawie książki powstała gra komputerowa, która doczekała się kontynuacji.
Na laurach nie spoczął również sam autor, a nakreślone przez niego postapokaliptyczne uniwersum zaczęło żyć własnym życiem, wzbogacane przez powieści autorów z różnych części świata. Całkiem niedawno zadebiutowała osadzona w uniwersum Metro 2033 powieść Polaka, Pawła Majki.
Do tej samej idei nawiązuje organizowana przez Gadżetomanię akcja „Nieskończona opowieść”. Choć zasady są nieco inne – użytkownicy dopisują jedynie krótki fragment do opowieści, tworzonej przez jednego ze znanych autorów – to idea towarzysząca takiemu pisaniu wciąż pozostaje ta sama, a kluczem do wspólnej zabawy i twórczości pozostaje technologia i Internet. Jak długo przetrwają te dzieła?
Ulotne dane, ulotne treści
Warto w tym miejscu zastanowić się nad innym aspektem postępu technologicznego – ulotnością tworzonych przez nas danych. To paradoks, że w czasach gdy informacje uwolniły się od swojej fizycznej – a zatem łatwej do zniszczenia czy zagubienia – postaci, zyskały możliwość bezstratnego kopiowania i powędrowały do chmur obliczeniowych, stały się nietrwałe jak nigdy dotąd.
Gdy zapisanie czegoś wymagało umiejętności, czasu i poświęcenia innych zasobów, zapisywano rzeczy najważniejsze. Kodeks Hammurabiego czy napis, wyryty na kamieniu z Rosetty przetrwały tysiące lat i prawdopodobnie przetrwają w niezmienionej formie kolejne tysiące.
Stosowany w późniejszych wiekach pergamin, choć nadal trwały, z czasem staje się coraz bardziej podatny na zniszczenie, podobnie jak papier. W przypadku gorszych, tańszych gatunków wystarczy kilkadziesiąt lat, by niektóre książki rozpadały się w palcach. Jak je uratować? Jedną z ciekawszych inicjatyw jest Projekt Gutenberg, którego celem jest digitalizacja i udostępnienie w Sieci książek dostępnych w wersji papierowej.
A co z danymi cyfrowymi? Teoretycznie nieśmiertelne, w praktyce są znacznie bardziej ulotne, niż mogłoby się wydawać. Dobrym przykładem mogą być odnalezione niedawno dzieła Andy’ego Warhola. Wystarczyło niecałe 30 lat, by odczytanie cyfrowego zapisu stało się poważnym problemem i choć stare dyskietki z plikami w archaicznych formatach udało się w końcu odczytać, to niewiele brakowało, by dzieła ikony pop-artu przepadły na zawsze.
Technologia i nieśmiertelny przekaz
Czy istnieje zatem sposób, by przekazać informacje naszym odległym potomkom? Nie tym, żyjącym za 10 czy 100 lat, ale odległym o dziesiątki pokoleń? Problemem tym pod koniec minionego wieku zajęły się władze Stanów Zjednoczonych.
Nie chodziło im o zachowanie dla potomności Iliady, Biblii czy choćby twórczości noblistów, ale o coś bardziej praktycznego – o stworzenie ostrzeżenia przed składowiskiem radioaktywnych odpadów. Ostrzeżenie miało nie tylko przetrwać 10 tys. lat, ale po tym czasie powinno być nadal czytelne i zrozumiałe (czego jeszcze dwa wieki temu nie można było powiedzieć np. o hieroglifach). Jak to osiągnąć?
Pomysłów na nieśmiertelność przekazu było bardzo wiele. Od różnego rodzaju piktogramów i opowieści rysunkowych, poprzez ukształtowanie powierzchni w taki sposób, by sam widok okolicy stanowił ostrzeżenie, po szalony pomysł zmodyfikowania kodu genetycznego kotów tak, by zmieniały kolor po napromieniowaniu i umieszczeniu w kulturze przekazów – np. piosenek – ostrzegających przed miejscami, gdzie kot zmienia kolor.
I pomyśleć, ze wszystko zaczęło się od rozważań, jak zastąpić znane nam słowo pisane.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze