Nieskończona Opowieść z Michałem Witkowskim – ZACZYNAMY
NIESKOŃCZONA OPOWIEŚĆ • dawno temuKochane Gadżeciary, drodzy Gadżetomaniacy!
Sam kocham gadżety i wiem, ile prawdziwy maniak jest w stanie dla nich wycierpieć… A co byście powiedzieli na to, żeby — zamiast cierpieć — po prostu spędzić miło czas pisząc wspólne opowiadanie? Na pewno nie są to jakieś ciężkie galery :-)
Nazywam się Michał Witkowski, kto mnie zna, ten mnie zna, a kto nie chce znać, to i tak nie pozna. Zaczynamy. Ja piszę fragment, Wy dopisujecie dalsze ciągi i wygrywacie super gadżety! Umówmy się tylko co do kilku podstawowych faktów:
1) Akcja rozgrywa się cały czas w Warszawie, a jak nie znacie Warszawy, to zmyślacie na jej temat, ile wlezie…
2) Gatunek to powieść sensacyjna / kryminał.
3) Niedozwolone są sceny całkowicie nierealistyczne (typowe dla horroru czy fantasy).
4) Poza tym wszystkie chwyty dozwolone. Raczej unikamy opisów pornograficznych…
5) Nie tytułujemy naszych rozdziałów.
6) Możecie zmieniać narrację, np. nagle pisać w trzeciej osobie lub z pozycji innego bohatera.
Michał Witkowski
OD ORGANIZATORÓW:
Zwycięzca pierwszego etapu otrzyma smartfon HTC Desire 610. Czekamy na Wasze propozycje w komentarzach.
MACIE CZAS DO PIĄTKU, 17.10.14, do godz. 23:59.
NIESKOŃCZONA OPOWIEŚĆ Z MICHAŁEM WITKOWSKIM:
Pałac kultury wyglądał jak wielki tort. Marzłam na placyku pod metrem „Centrum” zwanym „Patelnią” i gapiłam się na zawianego świętego Mikołaja, który odlewał się w parczku nieopodal. Tłumy napierały zewsząd i nie wiedziałam, jak go poznam, bo w ogłoszeniu „Pan Ktoś” nie raczył umieścić zdjęcia. Też trzeba być inteligentnym, żeby umówić się akurat w najbardziej ruchliwym miejscu w kraju! Placyk przed metrem Centrum w Warszawie w okresie przedświątecznej głupawki, tłumy pachnące perfumami i debetem, Mikołaje rozdający ulotki zamiast prezentów, zatrudnieni na umowę o dzieło… No ale Pan Ktoś nie był zwykłym klientem. Od razu zaznaczył, że nie chodzi mu o seks i był bardzo, bardzo tajemniczy. Właściwie powinnam się bać, gdybym nie była taka głupia i nagrzana na kasę. Nie jest z Warszawy, jest tu niby „w delegacji”. Mieszka w hotelu Polonia. To dobrze. Mają tam dobre ręczniki i fajne szamponiki w łazience. Co jeszcze o nim wiem? Pod pięćdziesiątkę, z „Polski zachodniej”, nie chce seksu… Brrr. Ale płaci za to coś, co chce, jak marzenie. Pięć tysięcy. A ja pracuję w bibliotece i mam mega kredyt bez szans na spłacenie w tym wcieleniu.
Patrzę na twarze mężczyzn, tłumnie napierających na mnie, ale nikt nie wydaje mi się dość tajemniczy. Są to najczęściej śmiertelnie zmęczeni biznesmeni, młodzież idąca ze szkoły na siłownię, zaczadzone baby z siatami ze Złotych Tarasów. No, podchodzi do mnie. Zupełnie niepozorny. I pyta, czy Ligia. Tego by sam nie wymyślił żaden zboczek na świecie, to musiałam wymyślić ja. Moje pseudo. Widać, że bibliotekarka! Idziemy przejściem podziemnym do niego, do hotelu Polonia, a on milczy uparcie i jakoś tak posapuje sobie pod nosem. Trzeba go najpierw zaciągnąć do restauracji na kolację, na kawę, niech powie wreszcie, czego oczekuje…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze