Nieskończona Opowieść z Jackiem Piekarą - część III
NIESKOŃCZONA OPOWIEŚĆ • dawno temuPo pięciu minutach byliśmy przy moim samochodzie. Uprzejmie otworzyłem drzwi przed Buffy, a kiedy usadowiła się w środku, delikatnie je zamknąłem. Widziałem, że pannie White podoba się, iż tak o nią dbam. Bycie dżentelmenem jest zawsze, czy może raczej niemal zawsze, pierwszym krokiem do sukcesu. Chyba, że dziewczyna bardzo spieszy się do domu i ma nadopiekuńczą matkę.
Chyba, że następnego dnia musi opuścić miasto równo ze świtem. Tak, tak, wtedy szanse na miłość topnieją niczym śnieżna kula wrzucona do Wielkiego Kanionu. Ale zanim stopnieją może da się coś jeszcze zrobić? Może da się przezwyciężyć zły los?
Usiadłem na siedzeniu kierowcy i włączyłem silnik. Zanim wyjechałem na ulicę spojrzałem przez szybę po stronie Buffy.
- O rany, jaka wielka kukawka! — krzyknąłem.
Odwróciła się w ślad za moim wzrokiem, a wtedy otoczyłem jej szyję ramieniem i wbiłem igłę strzykawki w żyłę.
* * *
W ten sposób zakończyliśmy etap II opowiadania, teraz pora przejść do etapu III. Tutaj Państwa zadaniem będzie dopisanie jak najlepszego zakończenia rozdziału. Powtarzam: jak najlepszego, a nie takiego jaki ja wymyśliłem wcześniej. Tak więc macie całkowicie wolną wolę, a ja dostosuję się do Was.
Macie czas do 23.59 18.03.14!
Zaczynamy!
«OD ORGANIZATORÓW»
Powtarzamy jak mantrę! Nie więcej i nie mniej niż 10 słów.
Zwycięzca otrzyma biało niebieski smartfon HTC Desire 500.
NIESKOŃCZONA OPOWIEŚĆ Z JACKIEM PIEKARĄ — CZĘŚĆ III
Poznałem, że Buffy się budzi, kiedy zobaczyłem jak pod zamkniętymi powiekami poruszają się gałki oczne. Najwyraźniej odzyskiwała przytomność i bardzo się z tego cieszyłem, bo czekałem już naprawdę niecierpliwie na naszą rozmowę. Byłem podekscytowany i pełnen nadziei, gdyż panna White wydawała mi się nie tylko najładniejszą z moich dotychczasowych dziewcząt, ale również najsympatyczniejszą i najbardziej inteligentną.
Otworzyła oczy. Ponieważ miała czoło, ramiona i nogi skrępowane pasami, więc nie była w stanie podnieść się, czy usiąść. Ba, nie mogła nawet przekręcić głowy! Ale te wszystkie środki powziąłem
dla jej własnego bezpieczństwa. Pasy miały miękką, filcową wyściółkę i najprawdopodobniej nie zostawią na skórze panny White żadnego śladu, a co najwyżej taki sam ślad, jaki bezwiednie robi sobie większość z nas kiedy np. trzyma nogę założoną na nogę albo jaki powstaje na czole od ściągacza narciarskiej czapki. Wystarczy odczekać chwilę i taki ślad znika bez hem, hem, śladu…
Kiedy Buffy White poczuła, że nie jest w stanie swobodnie się poruszyć zaprzestała prób. Poruszyła tylko kilka razy palcami u dłoni zapewne po to, żeby sprawdzić, czy ma w rękach krążenie. Oczywiście miała, gdyż byłem bardzo ostrożny zakładając pasy. Nie zamierzałem jej przecież krzywdzić, przynajmniej dopóki byłem zakochany. Czy może lepiej mówiąc: dopóki miałem nadzieję na wielką, namiętną miłość, jaka nas połączy po kres życia. Tak, tak, dopóki śmierć nas nie rozłączy. Oto było moje motto w miłości. Cóż, byłem po prostu staroświeckim chłopakiem z małego miasteczka i miałem zasady, których nie zamierzałem łamać.
— Zawsze marzyłam o tym, żeby być sławna — powiedziała spokojnym głosem — i obawiam się, że moje marzenie może się spełnić… Chociaż nie w ten sposób, w jaki myślałam — dodała.
Zainteresowała mnie i wyszedłem z mroku, tak aby stanąć w polu jej widzenia.
— Dzień dobry, Buffy.
— Dzień dobry, Dex — odparła i uśmiechnęła się.
Czemu nie zrobiła kariery w LA? Przecież była świetną aktorką. Ten uśmiech był tak miły i tak naturalny, że wydawało się, jakby właśnie spotkała dawno nie widzianego, a lubianego znajomego.
— Zabijesz mnie, Dex?
Żachnąłem się.
— Nigdy nie zabijam kogoś kogo kocham — odparłem i sam usłyszałem urazę w moim tonie, chociaż miała prawo zadać podobne pytanie i wcale nie miałem do niej pretensji, że je zadała — a w tobie jestem naprawdę, naprawdę zakochany — tym razem uśmiechnąłem się.
Uśmiechnąłem się, prawdę mówiąc nieśmiało i z zakłopotaniem, bo przecież nie jest łatwo mówić o miłości prosto w oczy komuś kogo tak słabo znamy i czyjej reakcji na tak intymne wyznanie nie jesteśmy pewni.
— Aha — powiedziała tylko, a potem zapytała — rozwiążesz mnie?
— Oczywiście. Będziesz miała pełną swobodę — obiecałem solennie i szczerze — przecież chcę, pragnę — poprawiłem się — żebyś mnie pokochała. A jak można kochać kogoś kto nas trzyma w niewoli? To byłoby jakieś… jakieś chore, nienormalne.
— Cieszę się, że tak uważasz.
Coraz bardziej mi się podobała. Spokojna i opanowana. Twarda i piękna niczym diament. Coraz bardziej gratulowałem sobie wyboru i tego, że odważyłem się ją zaprosić, pomimo niesprzyjających okoliczności.
— Chciałbym ci najpierw coś pokazać — rzekłem — pewien film, który pozwoli nam, jak sądzę, uniknąć w przyszłości nieporozumień, konfliktów, zadrażnień, czy jak byśmy inaczej nazwali stan, który doprowadziłby do zniszczenia mojego uczucia.
— Oczywiście, chętnie obejrzę ten film, jeśli uważasz, że to konieczne — odpowiedziała kiedy skończyłem zdanie.
Doskonale zauważyłem króciutką chwilkę milczenia, która zapanowała po moim ostatnim słowie, a przed jej pierwszym słowem. Wyraźnie czekała czy nie mam czegoś więcej do dodania, by nie wejść mi w słowo. Potrafiłem docenić tę uprzejmość, bo lubiłem ludzi dobrze wychowanych. Niektóre prymitywne natury sądzą, że dobre wychowanie jest oznaką słabości i byłem bardzo zadowolony, że Buffy nie należała do grona tych durniów.
— Uważam, że to konieczne — odparłem poważnie.
Byłem pewien, iż po obejrzeniu nagrania, słowo “chętnie” będzie jej przechodziło przez usta z dużo większym trudem. No ale cóż, musiała poznać reguły gry. Zawsze byłem przeciwnikiem twierdzenia mówiącego, że “nieznajomość prawa nie zwalnia od odpowiedzialności” i uważałem je za nieetyczne oraz niesprawiedliwe. Dlatego też Buffy miała zostać potraktowana etycznie oraz sprawiedliwie, gdyż wymagać czegokolwiek od drugiego człowieka można jedynie wtedy, kiedy się wyraźnie określi swoje oczekiwania.
Włożyłem płytę do odtwarzacza DVD. Telewizor błysnął, a Buffy zmrużyła oczy. Byłem pewien, że będzie doskonale widziała, gdyż ekran był tak umocowany, by leżąc w łóżku można wygodnie oglądać telewizję.
— Zostawię cię, żebyś czuła się swobodniej — powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej serdecznie — pamiętaj: nie bierz do siebie tego, co zobaczysz, dobrze?
Wydawało mi się, że lekko pobladła, ale może to tylko migoczący ekran położył taki odblask na jej skórze.
Kiedy wróciłem po pół godzinie (film trwał dwadzieścia pięć minut, ale chciałem dać pannie Summers pięć minut na zastanowienie się nad jego treścią) Buffy była na pewno blada. Nie miałem wątpliwości, że tym razem jest to kolor skóry, a nie odblask światła. I wiedziałem, że nagranie musiało zrobić na niej duże wrażenie. Zobaczyłem, że z kącików ust dziewczyny ścieka strużka wymiocin, która rozlewa się w kałużę tuż przy głowie.
— Jezu, pobrudziłaś sobie włosy — powiedziałem z troską — zaraz cię puszczę do łazienki i umyjesz się, dobrze?
Mrugnęła tak jakby nagle straciła zdolność mowy i mogła komunikować się jedynie za pomocą ruchów powiek. Nie miałem jej za złe, że tak mocno przeżyła dopiero co obejrzany film. To tylko świadczyło o delikatności jej natury, a kobieta z moich marzeń powinna być zarówno silna, jak i delikatna.
— To co widziałaś wymaga komentarza — odezwałem się łagodnym tonem — ta dziewczyna zaatakowała mnie — dotknąłem opuszkiem palca blizny na policzku — o mało nie straciłem wtedy oka. Zrozumiałem wtedy, że nie jest przeznaczona dla mnie. Zrozumiałem, że popełniłem błąd zapraszając ją tutaj.
Zobaczyłem jak grdyka Buffy porusza się z wysiłkiem.
— Zaraz ci zrobię coś do picia, dobrze? — powiedziałem szybko — i zjemy kolację, jeśli masz ochotę albo pójdziesz spać, jeśli na przykład wolisz odpocząć.
— Ja nie popełnię błędu, Dexterze — rzekła zdumiewająco mocnym i pewnym siebie głosem.
— Wiem, ale wolałem cię uprzedzić. Naprawdę mi na tobie zależy…
— Ta dziewczyna… - grdyka Buffy znowu się poruszyła tak jakby dziewczyna musiała przełknąć gęsty kłąb waty — ta dziewczyna… była bardzo podobna do mnie.
— O nie! — zaprotestowałem gorąco — ty jesteś dużo ładniejsza! Ale cieszę się, że jesteś taka skromna i że tak mówisz — dodałem — to niezwykłe u takiej piękności. Ale dobra, już nie gadam — teatralnym gestem położyłem sobie dłoń na ustach — już cię rozpinam.
Rozpiąłem pasy na jej kostkach, nadgarstkach i pod kolanami, odpiąłem również pas który przytrzymywał głowę panny Summers. Przez chwilę jeszcze leżała nieruchomo, a potem ostrożnie się uniosła. Usiadła.
— Wszystko dobrze? — spytałem — nie kręci ci się w głowie?
— Chyba dobrze — odparła.
— Pomóc ci przejść do łazienki?
— Dziękuję. Dam sobie… - chciała na pewno powiedzieć “dam sobie radę”, ale urwała — słyszałeś? — zapytała nerwowo.
Od razu wiedziałem, że nie próbuje mnie zwieść. Rzeczywiście coś musiało ją zaniepokoić.
— Głos? Słyszałeś ten głos? O, matko, znowu!
— Ten środek dzięki któremu zasnęłaś, może powodować skutki uboczne — wyjaśniłem szybko — nie martw się, bo to niedługo minie. Na pewno.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
— Już wiem — powiedziała z jakąś niesamowitą i wręcz przerażającą pewnością siebie w głosie — już wiem co mam robić.
Potem zerknęła na swój pierścionek, ten tani miedziany pierścionek z cyrkonią, który był jej prezentem od Marsjan i…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze