Nieskończona opowieść z Jackiem Dukajem - rozwiązanie drugiego etapu
NIESKOŃCZONA OPOWIEŚĆ • dawno temuMili moi cybergawędziarze,
przyznaję się, pytając Was o kształt nowego porządku po rewolucji, próbowałem podstępnie wysondować zbiorową wyobraźnię Polaków — jakie wielkie nadzieje społeczne uważamy dziś wciąż za wiarygodne?
I wygląda, że rację ma Warzhad [29.11.2013 9:5:14]: nie tylko że nie jesteśmy dziś zdolni do żadnej utopii, ale nawet trochę lepszego, a radykalnie odmiennego urządzenia świata nie jesteśmy w stanie sobie przedstawić.
Co zatem pozostaje? Przyjąć jako nauczkę daremność wielkich przewrotów? Nurzać się w bezcelowej anarchii? Wyładować złe emocje i zapomnieć?
Wśród Państwa propozycji powtarzają się pewne wątki, ujawniając kolektywną intuicję rozwoju fabuły.
- Nie ma innego wyjścia, jak powrót do starej normalności.
- Bohater powinien wejść w rolę przywódcy.
- Amomentem przełomu będzie sięgnięcie empatią na stronę ofiar przemocy.
Trzy z zaproponowanych rozwinięć idą najdalej w owym kierunku, i to byli finaliści tego etapu: KMI [1.12.2013 15:40:18], crazy_amigo [30.11.2013 12:9:42] oraz Kaysh [28.11.2013 22:35:20].
Tradycyjne już Wirtualne Medale Epika zawisną zaś na piersi async handlera [3.12.2013 23:58:12] i Przemyslawa Pastuszki [29.11.2013 23:36:7, 29.11.2013 23:35:38] - na ich pomysłach można postawić samodzielne intrygi.
Ostatecznie zwyciężyła propozycja Kaysha:
…po pierwsze, zastanowisz się. Czy cię obchodzi co się stanie po rewolucji, jak już zgasną pożary i druga strona przestanie istnieć. Wyczerpiecie swoją żądzę mordu na urzędasach, ale co potem? Kogo będziecie mordować? Z kogo sobie zrobicie kozły ofiarne? Kurwa, nie wierzę. Nie wierzę że wszystkim uderzyło do łba.— Nie wszystkim. Tobie chyba nie. – przyznaję. Macha ręką w odpowiedzi.
— Zastanów się. Obchodzi cię to? – Teraz, z perspektywy czasu wiem. Wiem, że żaden z nas nie miał racji. Siedzimy okrakiem na różnych punktach sinusoidy. Rewolucja, budowanie nowego ładu, procesy gnilne, niezadowolenie, rewolucja. Nowe Systemy. Anarchia. Żyją w symbiotycznym uścisku. Milczę. Nie muszę odpowiadać. Robi mi się trochę wstyd. Za mało, żeby odpowiedzieć tak, ale wystarczająco żeby przestać namawiać Marka do zabawy z nami. Więc milczę. On uznaje to za potwierdzenie. – Ja wiem, że są tacy jak ja. Mam Plany. Utopia jest Utopią, bo jest młodszą ewolucyjnie siostrą Systemu, który w tym momencie rozwalacie. Są tacy jak ja. Wiem że się ze mną zgadzasz.
— Bo jestem pijany – parskam, ale jakoś tak… niepewnie.
Marek śmieje się, jakoś tak… nieprzyjemnie, chrapliwie.
— Chwiejesz się. Jak ten cholerny nóż, jak ten cholerny świat, który tworzycie pod wzniosłymi hasełkami i do rytmu radosnych marszy zwycięstwa. Taki macie teraz soundtrack, jasne. Zaraz się włączy requiem.
— Prześpij się stary. – mówię. Patrzy na mnie wzrokiem skopanego psa. Nagle zrywa się do biegu, pędzi do drzwi. Rad, nierad, ruszam za nim. Nie zostawię go, zaćpany, psychiczny. Łapię w biegu tablet, nie chcę się odcinać od wodopoju niusów.
Biegnie po schodach, wypada na pomarańczowy, nocny dzień.
— Marek, pogrzmociło cię? Jak im zaczniesz wykładać swoje koncepty to cię zatłuką, bez wahania. – syczę zdyszany. I trafia do mnie, co właśnie powiedziałem. – Chodź stary. Wrócimy do mieszkania. Powiesz mi, co robić. Pokażesz swoje plany.
Marek uśmiecha się tryumfalnie i wchodzi do budynku. Odwracam się plecami do oszalałego tłumu i ruszam za Szalonym Kapelusznikiem.
Za chwilę siedzę już na kanapie, sączę whiskey starszą niż ja. Już nie smakuje tak dobrze. Marek biega po swoich wielkich Planach jak kogut bez głowy.
— Musimy przywrócić to co rozwaliliście. – podrywam głowę, trzepnął mnie tymi słowami w serce.
— To twoje cudowne remedium?
Kiwa radośnie głową w odpowiedzi.
— Jesteś chory.
— Nie ma gdzie iść. Skończyły się czasy stabilizacji i dobrobytu! Teraz jesteśmy mięsem. To już zdążyłeś zauważyć, szlachetne idee tłumu gdzieś zwiały. Cholerny instynkt stadny. Jeden morduje, reszta idzie za nim, boją się odłączyć. Poczekamy jeszcze jeden dzień. Teraz tej lawiny nie zatrzymamy. Przyjdzie punkt krytyczny, to im damy do myślenia. Moje koncepty to tylko ołówek na papierze, ale spokojnie. Trzeba będzie ich złapać za pyski. Kto to wszystko zaczął?
Wzruszam ramionami w odpowiedzi. Nie wiem.
— Właśnie! Jakiś bezimienny frustrat! Gdybyście wiedzieli kto to, obwołalibyście go wodzem. Przywódcą. Szefa. Cokolwiek. Ktoś musi się nim stać, prędzej czy później. – patrzy na mnie. – dlaczego nie miałbyś nim być ty?
Rezerwuję sobie prawo mocnego masażu redakcyjnego powyższego fragmentu, aby utrzymać spójność całego opowiadania.
Ciąg dalszy nastąpi 20 grudnia. Tymczasem pora mi chyba porzucić wizje wielkich rewolucji i utopii, a podążyć raczej za myślą księcia Saliny i rozważyć, jak wiele trzeba zmienić, by wszystko pozostało tak jak jest.
Czy to rezultat napawający bardziej optymizmem czy pesymizmem, też zależy od punktu widzenia. Tylko Marek zna liczbę pożartych przez rewolucję, współczynnik szczęścia nienarodzonych i wysokość PKB na głowę naszych wnuków.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze