Nieskończona opowieść z Jackiem Dukajem - rozwiązanie II etapu
NIESKOŃCZONA OPOWIEŚĆ • dawno temuWitam w nowym roku najwytrwalszych bojowców pióra i klawiatury — jako że okres choinkowo-szampański ewidentnie nie sprzyja zabawom literackim, zwłaszcza tak odległym w treści od bożonarodzeniowego ducha, i czas na nie znajdują chyba tylko najwięksi hardkorowcy fikcji. Salut!
Toteż pula przesłanych ciągów dalszych opowiadania okazała się tym razem znacznie mniejsza. Co z jednej strony podnosi statystyczne szanse każdego z uczestników, a z drugiej — zawęża mój wybór.
A więc w tym etapie tylko trzy propozycje znalazły się na podium: teksty autorstwa fabulatorów o nickach Dziecko kukurydzy i KMI oraz Przemysława Pastuszki.
A wygrał i do opowiadania wchodzi pomysł tego ostatniego. Oto on:
— Kto?
Nie patrzy na mnie, przekłada nóż z ręki do ręki, testuje ostrość koniusz-kiem palca. Bawi się mną! Co za spektakl! Wszystko starannie wyreżysero-wane, każdy gest zaplanowany z dokładnością milimetrową, pod publikę ob-liczony. Całość idzie live na pół Polski z fona Majstrowego.
Teraz mój ruch, najwyższa pora okazać zniecierpliwienie.
— No kto? — ponaglam tego kpa łysego.
Spogląda w górę. Napotykam jego wzrok, tęczówki lodowato niebieskie, rozbawione. Bawi się mną!
Wreszcie przemawia (nie: mówi, lecz: przemawia!), twarz przyozdabiając uśmiechem perłowo-protetycznym:
— Och, Leo, to żadna tajemnica. Zabiorą go koledzy brytyjczycy. Dżentel-meni.
Zaraz, zaraz, zaraz. On chyba nie mówi o The League of Extraordinary Gentlemen Eaters…?
- Że niby Liga? — wybucham — Co za kit mi wciskasz?
— Nie kit żaden, Leo. I'm serious. — rękę do serca przykłada — Serio jestem. Powaga.
Stoję oniemiały pośrodku placu, zbił mnie cholernik z pantałyku. Trafiony, zatopiony. Muszę wyglądać jak debil, z tą gębą półotwartą, kompletnie zapowietrzony. Jeśli się nie ruszę, czegoś nie powiem, to zaraz mi wszystkie ratingi polecą na łeb na szyję.
Nie no, kurwa, przecież to niemożliwe. Wkręcają mnie.
— Wytłumacz mi, Mundziu, bo chyba mi umknęło — uśmiecham się przy-milnie — Od kiedy to Pożeracze zamiast na buców polują na zwykłych chło-paków z dzielni, ha?
— Ej, Leo, co ty? Buce byli niejako przy okazji, jak piknik na skraju drogi. — roześmiał się — Liga zawsze chciała i chce tylko jednej rzeczy: ludzi "ekstra-ordynaryjnych". Co to znaczy, dopowiedz sobie sam. — wskazuje nożem na Marka, zniża głos — A ten twój kumpel jest bardzo, hmmm, bardzo niezwykły. Angole chętnie poznają go bliżej, od środka.
Lodowaty dreszcz spływa mi wzdłuż kręgosłupa, chyba powoli zaczyna do mnie docierać…
Zjedzą Marka. Pożrą go.
Kurwa.
To od nich przyszła moda na kanibalizm, od Pożeraczy. Trzeciego dnia zamieszek w Londynie, gdy całe The City stanęło w ogniu, grupa anonimowych blokersów wyciągnęła brytyjskiego premiera z jego penthousu pięcio-gwiazdkowego i skonsumowała go na oczach świata. Streamowali wszystko na żywo, dwadzieścia milionów widzów spijało każdą sekundę widowiska. Buc zemdlał zanim Mr Rabbit zdążył otworzyć mu klatkę piersiową i wykroić bijące jeszcze serce. Jucha koloru burgunda lała się na prawo i lewo. Trzydzieści milionów widzów! Wszystkie łącza przeciążone, lagi po kilka sekund, serwery padały jak muchy.
Zeżarli ministerski mięsień na surowo. Publika oszalała. Lajki poszły w setki milionów.
Pojawili się znikąd. Liga Zjadaczy Dżentelmenów, Pożeracze — Mr Rabbit, Mr Dodge, Mr Sparrow, trójka bezimiennych ukrytych za maskami. Wyrośli na prawdziwych herosów gorekultury, na bożków wielbionych przez miliony.
Poszliśmy za ich przykładem. Miałem siedemnaście lat, gdy zjadłem serce bankiera.
A teraz oni zjedzą Marka. Fuck, fuck, fuck!
— Czemu on? — głos mi się łamie — Czemu jego akurat?!
Mundzio robi szeroki gest ręką, znaczyć to może cokolwiek.
— Niektóre ludy pierwotne praktykowały rytualne zjadanie ciał zabitych przeciwników. — tłumaczy — Miałoby to jakoby zapewnić przejęcie pozytywnych cech pokonanych przez zwycięskie plemię. Innymi słowy: jesteś tym, co jesz. — zaśmiał się jakoś dziwnie, spoglądając na Marka z ukosa — Oni zjedzą jego mózg. Rozumiesz? Zeżrą mu mózg.
Nasza opowieść, jak widać, niespodziewanie wchodzi w ostrzejszy zakręt campowo-splatterowy.
Po czym na ostatniej prostej przyjdzie mi jakoś ustabilizować maszynę i 15 stycznia przekonamy się, jak ta podróż się zakończy: katastrofą na wyboistym ugorze, czy spektakularnym finiszem.
Tak czy owak, spodziewam się, że będzie krwawo, mięsiście i dramatycznie.
«OD ORGANIZATORÓW»
Zwycięzca otrzymuje słuchawki Beats by Dr. Dre a nominowani w finale kupony rabatowe serwisu Audioteka.pl. Skontaktujemy się z Wami mailowo!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze